W tym roku pojechaliśmy na wakacje do Albani. Do kraju, gdzie komunizm skończył się w tym samym momencie, co w Polsce, jednak nadal ciężko im z niego wyjść. Do biedy, w której co drugi samochód to Mercedes. Nieważne, jakiej klasy, jaki rocznik. Liczy się marka. Jeśli chcecie zobaczyć zdjęcie z tego europejskiego, chociaż dla nas jeszcze egzotycznego kraju - zapraszam.
Może powinnam zacząć od tego, że w Albanii żyje niecałe trzy miliony osób. To tak jakby podwoić Warszawę. Miasteczko, w którym mieszkaliśmy to drugie największe miasto w kraju, poza stolicą. Wychodząc na ulicę biedne dzieci prosiły o pieniądze, a w sklepie płacąc euro, wydają Ci ich walutą. Nie wydają paragonów - robią większość interesów na lewo. Podobno najlepiej jest tu się wzbogacić na marihuanie lub turystyce. Z dwojga - jeden z tych interesów jest legalny. Bawiąc się w drugi - zarobisz na Mercedesa.
Nie wiem, czy dojrzycie na zdjęciu powyżej wszystkie linie energetyczne są obwiązane na drzewach. Na pewno tego nie widać, ale wodę dostarczają pompy, które są normalnie przy drodze, a wszystkie rurki, którymi idzie woda - na wierzchu. Trochę strach się bać. Ostatniej nocy naszego pobytu przewróciło się jedno drzewo - nie było światła przez jakiś czas na całej ulicy. Albańczycy dostarczyli nam wrażeń.
Jadąc z biurem podróży mamy możliwość wykupienia wycieczek, które mają nam urozmaicić wjazd. Nie wszyscy są fanami leżenia plackiem nad morzem lub basenem przez siedem dni. Dlatego wykupiliśmy sobie takie wycieczki - do stolicy Tirany, do Macedonii, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć miejscowość Ochryda i Jezioro Ochrydzkie - wpisane na listę UNESCO, a także podróż jeepami.
Podróż to Tirany pozwoliła nam poznać niesamowitą historię tego kraju. Mieliśmy okazję zwiedzić jeden z albańskich bunkrów (podobno w Albanii jest ich około stu tysięcy). Kiedy były one jeszcze w stanie użytkowym - tzn. w czasach komunistycznych, każda z rodzin musiała przebywać w schronie raz w miesiącu przez kilka dni. Miało ich to przygotować do ataku z zewnątrz. Ich przywódca - Enver Hodża - chciał kompletnie odciąć kraj od całego świata. I poniekąd mu się to udało.
Krajobraz Albanii jest równie niesamowity, co historia. Bowiem góry stykają się tu z morzem. Obłędnie wyglądały widoki, kiedy jeździliśmy jeepami po trasach off-road. Jednak nie tylko - zdjęcie poniżej pochodzi z Tirany, gdzie w każdym miejscu można było dojrzeć góry. Kiedy pojechaliśmy w góry - nie można było obejść się bez zatkanych uszu. Jednak różnica ciśnień między miejscem, gdzie mieszkaliśmy, była zbyt duża w porównaniu do albańskich gór.
Ciekawostką gospodarczą tego kraju są niedokończone budynki. Mianowicie chodzi mi tutaj o domy - Albańczycy nie muszą płacić podatków, jeśli mają nieskończony dom. Stawiając go, twierdzą, że pozostawiają niedokończony dom, aby przyszłe pokolenia mogły się wprowadzić. I faktycznie tak jest - istnieją domy wielopokoleniowe, albo takie, które są w ogóle niezamieszkałe, w stanie surowym.
Albania ubiega się o członkostwo Unii Europejskiej i właśnie dlatego można wjechać tam jedynie na dowodzie osobistym. W wejściu do UE najbardziej przeszkadza im brak dbania o środowisko. Nie mają publicznych wysypisk śmieci - a właściwie z tego pięknego miejsca robią jedno wielkie wysypisko śmieci. Nawet w parku narodowym można znaleźć worki, lub na plaży to, co przyniosło morze z drugiego brzegu. Istnieją jednak wysypiska dedykowane metalom ciężkim - transportowane są one z innych krajów do Albanii w celu utylizacji. Są to jednak prywatne firmy.
Na paznokciach towarzyszył mi niezmiennie lakier marki Semilac. Tym razem padło na kolor 174 Fancy Foxtrot. Pięknie mienił się w wodzie zielonymi i czerwonymi drobinkami. Podczas pobytu byłam aktywna (chociaż nie tak całkowicie) na Instagramie. Zostawiłam tam kilka zdjęć z wyjazdu - kliknijcie w zdjęcie poniżej, żeby zobaczyć je z bliska.
Jeśli chodzi o hotel - zdaniem rezydenta (którego widziałam tylko raz przez cały wyjazd - w autobusie) - jest najlepszy w całej okolicy. Pokoje czyste, wystrój całego hotelu oryginalny - z typowym albańskim przepychem. Albo tandetą, jak kto woli ;)
Wykupiliśmy opcję all inclusive, więc mieliśmy całodobowe wyżywienie, oraz nieograniczony drink bar, który okazał się kompletną klapą ;)
Mieliśmy okazję wykupić także wycieczkę do Macedonii. Piękny kraj, który znany jest przede wszystkim z Jeziora Ochrydzkiego. Jezioro po części jest położone na terenie Albanii, a ta większa część - Macedonii. Na terenie Albanii są to w większości tereny uprawne, a po stronie macedońskiej można zwiedzić wiele starożytnych zabytków. Wierzcie mi, robią ogromne wrażenie!
Sama Macedonia jest krajem tylko trochę bogatszym od Albanii. Mam wrażenie, że dużo zawdzięczają właśnie Ochrydowi - wiele pieniędzy z UNESCO jest przeznaczanych na renowację zabytków. Z tego, co mówili przewodnicy, przywódcy tego kraju lepiej rozporządzają majątkiem państwowym.
Ostatniego dnia byliśmy na wycieczce jeepami po trasach off-roadowych. Mieliśmy możliwość zobaczyć Albanię nie turystyczną, a taką dziką. Piękna przyroda, obłędne widoki gór i morza. Wycieczka ta była dla nas zwieńczeniem całego wyjazdu.
Poniżej zdjęcie parku narodowego, który niestety chcą przerobić na rejony turystyczne.
Wierzcie mi - nie jest łatwo opisać jednego wyjazdu w jednym poście. Nie jest też łatwo zwiedzić kraj w siedem dni. Jeśli chcecie zobaczyć Albanię, jeszcze jako dzikie państwo, polecam udać się w okresie nie dłuższym niż dwa lata. Później ten kraj stanie się całkowicie turystyczny.
Pozdrawiam,
Paulina