Cześć! Przez ostatnie trzy miesiące staram się wrócić do żywych, tutaj, na blogu, w social mediach i w ogóle na płaszczyźnie mojego drugiego świata - bloga. Przez ten czas uzbierałam garść kosmetyków (całkiem sporą garść!), więc w końcu chciałam się z Wami nimi podzielić. Większość z nich już przetestowałam, więc poznacie moje pierwsze wrażenie, natomiast na ostateczny werdykt musicie poczekać. Nie przedłużając - zapraszam do czytania i oglądania.
Bardzo rzadko pokazuję Wam produkty do włosów, ponieważ mam ściśle określone sposoby zajmowania się moimi wciąż zapuszczanymi włosami. Główny motyw, który mnie przy tym trzyma to minimalizm. I o dziwo, chociaż w tej kwestii potrafię się go trzymać. Dajcie znać, jeśli chcecie poczytać o mojej włosowej historii (a sięgają one już prawie do bioder!)
Produkty, które ostatnio kupiłam to duet z L'Oreal Paris. Wiadomo - szampon + odżywka. Nie powiem, skusiła mnie mocno szata graficzna, która maksymalnie wpisuje się w moje gusta. Jednak nie tylko to - producent zapewnia o braku parabenów i silikonów, co wiedzie prym podczas mojej pielęgnacji włosów. Po pierwszym użyciu byłam zachwycona zapachem (ale tylko ja!), bo wszędzie wokół słyszałam "co tak śmierdzi"! Jednak jeśli lubicie zapachy ziół, a Midnight Recovery Concentrate od Kiehl's to jeden z Waszych ulubionych aromatów - nie zawiedziecie się używając tych produktów.
Kierując się w stronę pielęgnacji i naturalnego smrodku, nie mogę wspomnieć o mojej wizycie w salonie Kiehl's. Tak, przyznaję się bez bicia, ale zgrzeszyłam. Nic nie poradzę, że skończył się mój ulubiony krem do twarzy - Ultra Facial Cream (może powinnam w końcu napisać jego recenzję?), więc nie mogłam popłynąć dalej. A popłynąć, bo zakupiłam przy okazji mega drogi (zrobiłam to pod wpływem chwili) żel pod prysznic i maskę do twarzy. Żel jak na razie mogę powiedzieć - pachnie ładnie, nie smrodkuje, myje, pieni się (ale nie za bardzo) i jest bardzo wydajny.
Z maską, o której wcześniej wspomniałam, miałam już do czynienia. Dostawałam ją w ramach próbek z salonu. Zakochałam się w tych delikatnie peelingujących nasionach żurawiny, więc jak tylko nadarzyła się okazja - kupiłam ją. Na pewno kupię jeszcze jakąś z tych maseczek, bo są obłędne.
Dzięki naszej rodzimej marce Liq Pharm mam okazję przetestować dwa sera do twarzy z kwasami. Przyznam się Wam, że to moje pierwsze starcie z "mocniejszymi" kosmetykami. Na początek zaczęłam testować nowość marki - LIQ CR Serum Night 0.3% Retinol SILK - koncentrat intensywnie korygujący. Serum stosuję co drugi dzień na oczyszczoną skórę twarzy. Testuję ten produkt od września, a terapia ma trwać trzy miesiące, dlatego w połowie grudnia spodziewajcie się ostatecznego werdyktu - na razie serum pozwoliło mi zniwelować całkowicie przebarwienia po wypryskach, za co jestem mu ogromnie wdzięczna! Drugi preparat to wygładzające serum na noc LIQ CG. Zapewne zacznę go używać zaraz po poprzedniej terapii, żeby zobaczyć jak radzi sobie z wygładzaniem, które obiecuje producent.
Przechodząc do produktów kolorowych nie mogę wspomnieć o moim totalnym ulubieńcu - podkładzie Chanel Les Beiges. Po szturmie i gromkim niezadowoleniu użytkowniczek tego podkładu, postanowiłam sama go wypróbować. Producent zapewnia o zdrowym, świetlistym wykończeniu, a niestety w odczuciu wszystkich jest trochę inaczej. Podkład ma delikatnie świetliste wykończenie, ale także pudrowe - co nie cieszy posiadaczek cer suchych. Dla mnie (przypominam - mam cerę mieszaną) jest to idealne rozwiązanie. Produkt jest pudrowy, ale wybija z niego blask, od trzech miesięcy rzadko sięgam po coś innego niż Les Beiges.
Kolejne dwa gagatki to korektory. Po wykończeniu mojego klasycznego ulubieńca Narsa, nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby go nie mieć. Żaden produkt nie był w stanie mi go zastąpić. Do momentu wejścia Kat Von D do polskiej Sephory. Korektor Lock It jest delitkatnie jaśniejszy, ma bardziej wodnistą konsystencję, ale i mocniej zastyga. Jeśli chodzi o poziom krycia - są bardzo podobne, nie jestem w stanie powiedzieć, który z nich jest mocniejszy. Obydwa kocham tak samo.
Najlepszy korektor | Nars - Radiant Creamy Concealer
Kontynuując temat makijażu twarzy nie mogłabym ominąć trójki z Becca. Pierwszy z nich to Blotting Powder. Kupiłam go pod wpływem chwili - skończył się mój ulubieniec z Lirene, dlatego sięgnęłam po wyższą półkę. Niestety troszkę jestem zawiedziona, ale muszę jeszcze nad nim popracować i dam Wam znać jaka jest moja ostateczna opinia.
Inne cuda z Becca to duet miniatur kultowych już rozświetlaczy, który można dostać w Sephorze. Mój jest w kolorze Opal (zagraniczna Sephora oferuje jeszcze jeden kolor - Champagne). Płynny rozświetlacz jest całkiem przyjemny, ale produkty, które pokażę Wam niżej dają jeszcze większy blask. Natomiast mały prasowany jest dla mnie idealny - mieści się do kosmetyczki bez problemu, a i tak wiem, że dużej ilości rozświetlacza nie byłabym w stanie zdenkować.
W ostatnim czasie dostałam też paczkę od Golden Rose, w której znalazło się metaliczne trio do konturowania. Samie wiecie, że konturowanie to mój ulubiony element makijażu - można nim zmienić cały wygląd mejkapu, a do tego poprawić swoje niedoskonałości, albo dodać blasku dzięki różom i rozświetlaczom. Trio ma obłędny kolor! Patrzcie jakie to cudo jest podobne do duo z Narsa (w kolorze Orgasm i Laguna), które też kupiłam w ostatnim czasie. Mam je też dla Was - niedługo w social mediach pojawi się konkursowa paczka do wygrania!
Inne nowości od Golden Rose to metaliczne rozświetlacze i cienie do powiek. Powiem Wam, że mega czekałam na rozświetlacze - i nie zawiodłam się! Ale te cienie zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Są totalnie obłędne, mocno zastygają i świecą się milionem drobinek. Coś na wzór cieni metalicznych ze Stilla, jednak te się tak nie osypują! Niedługo będziecie mogły poczytać o metalicznych trendach na moim blogu.
Moim ulubionym duetem do oczu w ostatnim czasie jest mocna kreska i mocno wytuszowane rzęsy. Z pomocą do mojego ulubionego looku przychodzą kolejne nowości. Mianowicie klasyczny już eyeliner od Kat Von D z pędzelkiem w kolorze Trooper oraz maskara, która jest jeszcze lepsza od better than sex! A czy może być coś lepszego? ;) Tak, tak, koniec gry słów, ale wierzcie mi - ta maskara od L'Oreal Paradise Extatic jest o niebo lepsza od kultowej maskary Too Faced Mają prawie identyczne szczoteczki, jednak formuła jest dużo lepsza - nie zaznałam jeszcze osypywania się, co jest ogromnym plusem!
Jeśli chodzi o nowości do ust, jest ich całe mnóstwo. Nic dziwnego (pomadkoholiczki łączmy się)! Kilka z nich pokazywałam Wam już na blogu, a inne na moim Insta Story. Dziś chciałam się skupić na tym mini zestawie od Sephory, który wszedł z okazji świąt. Jest to idealny prezent, lub dodatek do głównego prezentu. Jest uroczy - pomadki są maluteńkie, a bardzo cieszy! Znajdziemy tam klasyczną czerwień, kolor, którym można rozjaśniać pomadki (bo nie sądzę, żeby ktoś mógł pomalować sobie tym całe usta), przepiękną porzeczkę i kolor ciemny mouve, który wpisuje się w aktualne trendy makijażowe. Dodatkowo zakupiłam sobie również pełnowymiarową pomadkę Sephory w kolorze 40, ale sama nie wiem czy to mój odcień, chyba muszę się do niego przekonać. W każdym razie jest to moja ulubiona formuła pomadek płynnych, mam ich już kilka, poniżej podam Wam linki.
Płynne pomadki Sephora Cream Lip Stain 13, 23, 03, 17
Trzy płynne matowe pomadki w odcieniach nude na jesień | Kat von D, Huda Beauty, Golden Rose
I na tym już prawie koniec moich nowości... Jeśli nie zauważyłyście - mam nowy szablon na blogu! Stworzyła go specjalnie dla mnie Karolina, która tworzy motywy na swojej stronie Karografia.pl, a o kwestiach lifestylowych możecie poczytać u niej na blogu Pasje Karoliny. Jestem przeszczęśliwa z tej zmiany, w końcu jest tak, jak chciałam. Dajcie znać, co sądzicie! Ja ze swojej strony chciałam bardzo podziękować Karolinie za jej cierpliwość do mnie :)
Przy okazji - nowości paznokciowe staram się Wam pokazywać jak najbardziej na bieżąco, wierzcie mi, że to nie łatwe ;)
Macie ochotę na post z makijażem nowościami?
Pozdrawiam Was serdecznie!
Paulina