Za ten post zabierałam się już jakiś czas, z resztą skoro tu jesteście, to zapewne czytałyście o tym na moim instagramie. Zbiorczy post o codziennej pielęgnacji jest, był dla mnie wyzwaniem, chociażby z tytułu braku regularności. Jednak tą regularność wprowadzam w moje życie, chociażby małymi kroczkami. I tak właśnie udało mi się dojść do regularnej pielęgnacji.
Rano
Codziennie rano muszę mieć wypracowany schemat, żeby działać jak najszybciej. Z resztą kto nie wolałby zostać pięć minut dłużej w łóżku z ukochaną osobą, nawet na rzecz jednego z etapów pielęgnacji? No ja, ja jestem w stanie poświęcić moją buzię, żeby tylko „jeszcze chwileczkę”. Przechodząc do sedna - poranna pielęgnacja musi być dla mnie szybka i skuteczna. Musi dobrze przygotować cerę pod makijaż. Wszystko zaczynam od mycia twarzy delikatnym żelem, który zmyje zanieczyszczenia i sebum z nocy. Po wielu próbach i błędach wiem, że nie potrzebuję dwuetapowego mycia twarzy, to zostawiam sobie na wieczór, kiedy muszę zmyć makijaż. Do tego używam Emulsji do mycia twarzy od Pure By Clochee. Jest to „odnoga” naturalnej, polskiej marki ze Szczecina Clochee. Inny żel (również polskiej marki), który mam u siebie w kosmetyczce to d’Alchemy. Coraz bardziej zakochuję się w polskich produktach. Wracając do tematu - zazwyczaj zwykły żel do mycia twarzy wystarczy, jeśli nie, albo widzę, że moja twarz jest mocno zanieczyszczona, używam wtedy żelu mającego z drobinkami peelingujacymi (np. Tołpa całkiem fajnie działa na moją cerę) albo mieszam żel z peelingiem, którego aktualnie używam, żeby przyspieszyć trochę pielęgnację.
Dopiero od niedawna, ale zauwazyłam ogromną różnice w zachowaniu mojej cery, odkąd używam tomiku. Do tego również używam toniku z d’Alchemy. Ma w stu procentach naturalny skład, marka nie testuje na zwierzętach, a sam produkt jest w świetnej formie - w buteleczce ze spryskiwaczem, która totalnie ułatwia, przyspiesza aplikacje, ale także nie musimy zużywać wacików. Kiedyś ten etap był przeze mnie totalnie pomijany. Teraz wiem, że po każdym kontakcie skóry z wodą należy jej się przywrócenie prawidłowego pH (między 4,5, a 6,0). Jaka zmiana nastąpiła? Przede wszystkim z cery skłonnej do przetłuszczania i niedoskonałości zmieniła się w normalną.
Po oczyszczeniu i przywróceniu naturalnego pH mojej skórze zabieram się za nawilżanie. Bo właśnie podstawą do pięknego makijażu jest nawilżona cera. Do tego stosuję dosyć nowych w mojej pielęgnacji, ale już sprawdzonych kosmetyków. Pierwszy, który nakładam to serum intensywnie nawilżające od Clochee. Z tym serum wiąże się całkiem zabawna historia... Bo na początku kompletnie nie rozumiałam dlaczego jest tak wychwalane. Jednak po regularnym używaniu widzę, że moja buzia stała się miękka, jak pupcia niemowlaka (mówię serio, takie pupcie mam na co dzień w pracy - wiem co mówię :D). Zawsze nakładam je rano, czasami jeszcze wieczorem. Jedna pompeczka wystarczy, żeby zrobić cud na mojej twarzy. Następnie dosyć szybko, jeszcze przed całkowitym wchłonięciem nakładam krem nawilżający The Ordinary. Tego używam stosunkowo krótko, ale powiem Wam, że świetnie sprawdza się pod makijaż. Nie powoduje ścierania się makijażu, szybko się wchłania, a pozostawia skórę bardzo nawilżoną. Perełki The Ordinary podbiły nasz polski rynek, wcale się nie dziwię. Przed tym produktem używałam mój ukochany krem z Kiehl's Ultra Facial, ale nie mogę się doliczyć, które to już moje opakowanie. Jedno jest pewne - nie ostatnie. Mam ochotę poużywać różnych wersji tego kremu (z SPF oraz forma żelowa na lato, którego miałam kiedyś próbkę i był bardzo przyzwoity).
Niestety co do dziennej pielęgnacji nie znalałam jeszcze idealnego SPF, który by chronił moją skórę i dobrze współgrał z makijażem. Macie jakieś propozycje?
Wieczorem
Kiedyś na Meet Beauty usłyszałam, że podstawą makijażu jest... demakijaż. I bardzo dużo poradników huczy właśnie o tym, że należy robić to dwuetapowo. Jednak w wielu z nich mowa o olejach, których ja po prostu nie lubię. Dlatego mój demakijaż bazuje na produktach mokrych, wodnych. Pranie wstępne (:D) zaczynam od zmycia wierzchniej warstwy makijażu i zanieczyszczeń z dnia - używam do tego płynu micelarnego. Aktualnie ukochałam sobie micel od Pure By Clochee, niestety jest już na wykończeniu. Marzę o tym, żeby marka wyprodukowała taki w wielkiej pojemności (np. 500 ml :D). Jednak każdy micel należy zmyć z twarzy, ponieważ osiada on na niej, dlatego dalej używam płynu do mycia twarzy. Tak samo jak w przypadku porannego mycia używam tu Emulsji z Pure By Clochee lub żelu oczyszczającego z d'Alchemy. Robię to dokładnie, okrężnymi ruchami. Nie pomijam oczu, brwi i linii włosów (o której niestety często zapominamy). Masuję twarz tak, żeby zmyć resztki makijażu. Spłukuję twarz, a następnie delikatnie osuszam ręczniczkiem. Od razu psikam twarz tonikiem, o którym wspomniałam w pielęgnacji dziennej. Nie jest to koniec, ponieważ następnie nakładam tonik glikolowy z The Ordinary. Czasami robię to wylewając na ręce i po prostu wtłaczając w twarz, a czasami na wacik. Zauważyłam, że lepsze działanie ma, kiedy jednak go wtłaczam. Ma on za zadanie rozjaśniać twarz, powodować, że będzie świetlista. No i jak każdy kwas - złuszczać delikatnie skórę. Jeśli moja cera ma się średnio, to na ten tonik nakładam serum z Kiehl's Midnight Recovery Concentrate. Mój wieloletni ulubieniec, który świetnie łagodzi podrażnienia i uspokaja cerę dzięki swojemu ziołowemu składowi. Czasem jednak używam Serum Ultranawilżające z Clochee, a czasami pomijam ten etap. Zdarza się także, że dodaję kilka kropel serum z witaminą C od Kiehl's do kremu na noc, żeby buzia mogła również być mocniej nawilżona i rozświetlona rano. Pomijam jednak wtedy tonik z The Ordinary, wolę, żeby cera mogła chłonąc mocno z jednego z tych kosmetyków. Raczej jestem fanką minimalnej pielęgnacji. Następnie nakładam krem Ultrafacial z Kiehl's lub Krem/Maskę Nocna Regeneracja z Pure By Clochee, która świetnie regeneruje i pięknie nawilża. Uwielbiam ten kosmetyk, w porównaniu do innych masek na noc, które kiedyś używałam - ta nie pozostawia tłustego, nieprzyjemnego filmu na buzi.
Trzy razy w tygodniu
Właśnie kilka razy w tygodniu robię sobie lepszy peeling twarzy, w zależności, czego moja cera potrzebuje. Używam albo tego enzymatycznego od Clochee, który pozostawiam na 10 minut (cudownie rozświetla moją cerę <3), albo tego z Organique, również enzymatycznego, jednak już jest na wykończeniu. Jeśli chodzi o peeling z drobinkami to ten z d'Alchemy robi najlepszą robotę, nie jest zbyt agresywny, ale robi, to co trzeba. Tak jak pisałam wcześniej, czasem używam po prostu żelu myjącego z drobinkami, co również traktuję jako peeling. Po takim peelingu, który świetnie przygotowuje twarz pod dalszą pielęgnację spryskuję twarz tonikiem.
Zawsze po peelingu nakładam maseczkę, uważam, że wtedy moja cera jest idealnie przygotowana, żeby wchłonąć jeszcze więcej dobrego. Chyba moje przeświadczenie o skórze skłonnej do wyprysków i przetłuszczania najczęściej sięgam po maseczki oczyszczające. Mam wrażenie, że wtedy moja cera wygląda najlepiej. Jedna z moich ukochanych masek to Clochee oczyszczająca maska z glinką Ghassoul. Uwielbiam ją nałożyć i iść pod prysznic, czuję, że wtedy działa najlepiej, kiedy moje pory są potraktowane jeszcze ciepłą parą i maseczka może jeszcze więcej wyciągnąć. Jeśli potrzebuję dogłębnego oczyszczenia używam wtedy jednej z bardziej popularnych masek z Origins - Clear Improvement. Kiedy wiem, że mam większe wyjście - używam maski z Kiehl's z nasionami żurawiny (które zbierają resztki martwego naskórka) oraz kurkumą (która cudownie rozświetla). Wiem, że moja cera jest wtedy najlepiej przygotowana. Po ciężkiej nocy w pracy używam jednej z tańszych maseczek na rynku - witaminowej od Banii Agafi. Równie pięknie rozświetla cerę i dodaje jej energii, a do tego cudnie pachnie. Resztę maseczek używam już rzadziej, to są moje top of the top ;)
Dwa razy w tygodniu
Dwa razy w tygodniu lub częściej, w zależności od potrzeb cery używam peeling chemiczny, czyli kwas BHA i AHA z The Ordinary. Ma piękny krwisty kolor i za każdym razem jak go nałożę mój narzeczony pyta co ja nałożyłam i dlaczego go straszę :D Jednak nie za to kocham go najbardziej, a jednak za jego moc działania. Pięknie, nieco głębiej złuszcza naskórek. Jednak wiem, że to nie dla każdej cery - na pewno nie dla wrażliwej i naczynkowej. Moja normalna mocno na nią reaguje, a co dopiero wrażliwiec ;) Niestety przez moje problemy z układem pokarmowym raz na jakiś czas mam wysyp na policzkach i czole, z czym ciężko jest mi sobie z tym poradzić. Ten peeling robi cuda, bo zaskórniki i inne niedoskonałości znikają najszybciej tylko po nim. Pamiętajcie jednak, że kwasy to nie zabawa i trzeba robić to w kontrolowanych warunkach - nałożyć na max. 10 minut (za pierwszym razem nawet krócej), tylko na noc (kwasy nigdy na dzień!), a następnie należy nałożyć tonik i dobrą delikatną pielęgnację nawilżającą, która składowo nie będzie się kłóciła z tym składem. Wierzcie mi, ten peeling działa cuda. Sama jeszcze chciałabym przetestować od The Ordinary kwas salicylowy.
Koniecznie dajcie znać, jakie są Wasze hity pielęgnacyjne? I czy macie już wypracowaną teorię na temat Waszej pielęgnacji ;)
Pozdrawiam,
Paulina