Ostatnio moja przyjaciółka na swoim instastory opowiadała o tym, jak ewoluuje jej zakupoholim. Pomyślałam wtedy "o Boże, to ja!". Mianowicie chodziło o to, że jeśli nie robi zakupów kosmetycznych - zdecydowanie ciągnie ją wtedy do ubrań i kupuje je na potęgę. Jeśli nie kupuje ubrań - toaletka wypełnia się po brzegi. Mam to samo! Pamiętacie na blogu jakiś haul kosmetyczny? Ja nie! Więc muszę przyjść do Was z nieco bardziej lifestyle'owym, ubraniowo-obuwniczym houlem.
Na pierwszy rzut chciałam Wam opowiedzieć o koszulkach, które dorwałam. Stwierdziłam jakiś czas temu, że czas wymienić wszystkie basicowe koszulki w mojej szafie. Miałam już ponad rok T-Shirty z Zary, te standardowe w serek. Nigdzie indziej nie upolowałam lepszych, dlatego znowu zaopatrzyłam się właśnie w ten model. Mają całkiem przyzwoite składy, nie psują się w pralce (oprócz białej, która już po pierwszym praniu zrobiła się nieco krótsza!), a szwy nie zmieniają swojej lokalizacji (kojarzycie obracające się szwy?). Dlatego stare koszulki pojechały do domu rodzinnego (żebym nie musiała za każdym razem dźwigać ze sobą ciuchów), a nowe zamieszkały razem ze mną.
Uległam także trochę pokusie i modzie na koszulki z nazwami firm i logami. Tak przygarnęłam koszulkę Levi'sa, ale nie tą standardową, którą można zobaczyć na co drugiej osobie w Warszawie, a taką z granatowym i ciemno czerwonym paskiem (ten czerwony pasek mega komponuje się z pomadka Bawse ze Smashboxa <3). Inną koszulkę, którą kupiłam to obcisły T-Shirt pod szyję z Plny Lala. Tu także uległam - motyw Kiss jest cudowny, ale chciałam w tej bardziej basicowej wersji. Są też inne koszulki od marki, które mi się podobają, np. ostatnio na promce dorwałam koszulkę z napisem No. 1, z której jestem równie zadowolona. Minus Plnów jest taki, że ma całkowicie zwariowaną rozmiarówkę i noszę tam XXS, gdzie jestem normalnie rozmiarem S/M.
Inna rzecz, w którą chciałam zaopatrzeć się jak już schudnę i będę ładna i powabna (tja...) to spodnie marki Levi's. Niestety ani nie schudłam, ani nie stałam się powabna (ładna tym bardziej!), ale jeansy zamieszkały u mnie i noszę je non stop! Klasyczne rurki, które świetnie dopasowują się do sylwetki w modelu Super Slimming. Nigdzie na stronie ich nie znalazłam, a sama kupiłam je w outlecie w Piasecznie. Kosztowały około 200 złotych, a przy zakupie za ponad 400 złotych (mój chłopak też wybrał wtedy jeansy) zapłaciliśmy -20%. Jak tu nie kochać promek ;) Mam nadzieję, że będą służyły mi długo, a ja ich mocno nie wyeksploatuje. W każdym razie - na oku mam już kolejny model. Na każdym zdjęciu, gdzie widnieją jeansy są to właśnie moje Levisy.
No dobrze, jeśli o ubrania chodzi... to by było na tyle. Niestety rozpoczyna się dłuuuuuga lista zakupionych butów, a nie wszystkie Wam pokazuję, żebyście nie złapały się za głowę.
Pierwsza para, którą Wam pokazuję pochodzi ze sklepu Footway, do którego dostałam bon. Sam w sobie sklep jest bardzo intuicyjny i ma świetne zasoby. Od letnich klapek i espadryli, przez buty sportowe, aż po eleganckie szpilki. Jest w czym wybierać. Poza tym - dostawa! Powiem Wam szczerze - sklep nie ma siedziby w Polsce, ale paczki przychodzą szybciej niż z niejednego sklepu internetowego. Po zamówieniu buty miałam na drugi dzień. Sama się głowię jakim cudem!
Model moich butów całkiem przypomina buty na kręgle :D Ale zakochałam się w tym obłędnie głęboko zielonym kolorze (czy ja już mówiłam, że oprócz basiców to mój ulubiony kolor?)! Model, o którym mowa to Adidas Gazelle. Świetnie trzymają się nogi, są wygodne (przechodziłam w nich najbardziej intensywne dni w pracy i wymiatają!), nie obcierają - z czym mam spory problem, nawet w Conversach. Nie uciskają mnie też w mój największy kompleks (haluksy). Szczerze polecam, podobają mi się o niebo bardziej od klasycznych Superstarów, które wg mnie są zbyt duże. Już czaję się na inne kolory ;)
No dobra... Poniższe zdjęcie mówi samo za siebie - TAK JESTEM UZALEŻNIONA. Ale nie myślcie sobie, że to jednorazowy wybryk, tak dużo par Conversów na raz. Pokazywałam Wam na instastory mniej-więcej na bieżąco trampki, które kupiłam lub dostałam. Czerwone były prezentem świąteczym od taty. Właśnie czerwone sobie zażyczyłam z tego względu, że zawsze mi się marzyły, ale nigdy nie miałam odwagi sobie sama takich kupić. Szare były na jakiejś śmiesznej promocji na Zalando i zapłaciłam za nie nieco ponad 100 złotych. Białe i czarne tak samo dorwałam na promocji. Tak, jestem łowcą promek, oficjalnie się przyznaję. A miejsca na buty coraz mniej...
Na paznokciach Semilac Classic Coral
Czy ktoś mi może powiedzieć dlaczego męskie buty są wygodniejsze, a bluzy cieplejsze? Niesprawiedliwość w świecie konsumpcji trwa... Ale nie dla mnie! Mój chłopak ostatnio kupił sobie Air Maxy w kolorze karmelu (<3 <3 <3), a ja się w nich totalnie zakochałam i przepadłam... Ubłagałam go o identyczne dla mnie :D I mam! Teraz chodzimy jak bliźniaki ;)
Same widzicie, że moje zakupy to typowe basiki, z lekkim kolorowym przełamaniem, jeśli chodzi o buty. Ostatnio ubieram się total basic i dodaję kolorowy akcent na buty, co według mnie tworzy obłędną całość!
Dajcie znać, co ostatnio kupiłyście, jestem ciekawa także Waszych zakupów.
Pozdrawiam,
Paulina