Niecały miesiąc temu miałam okazję uczestniczyć w Akademii Makijażu Mineralnego sklepu Costasy. Zostałam zaproszona na to wydarzenie, na szybko się zgodziłam, bez żadnych myśli, które były skupione na niczym innym niż moim zdrowiu. Miałam nadzieję, że na chwilę oderwę się od rzeczywistości i właśnie tak było. Moje oczekiwania zostały zaspokojone w 120%, o czym chciałam Wam dziś opowiedzieć.
Akademia Makijażu Costasy mieści się na warszawskiej Woli, więc żeby dojechać tam na wczesną sobotnią godzinę musiałam wstać jeszcze wcześniej... żeby zrobić makijaż. Niepotrzebnie! Tuż po wejściu do Akademii, instruktorka, Aga Lamcha poprosiła nas o zmycie makijażu. Jaka byłam niepocieszona tym faktem - tak ładnie wyszły mi kreski. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo po odpoczynku i pielęgnacji cery miałyśmy przystąpić do mejkapu.
Aga Lamcha, makijażystka i kosmetolog, na samym początku opowiedziała nam o składach wszystkich produktów nawilżających marki Nourish, które możecie dostać również na stronie Costasy. Opowiedziała o każdym z nich, każdy został przeanalizowany pod względem składu i przeznaczenia dla danej cery. Ta część wykładu zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie, dowiedziałam się jakie składniki są przydatne dla mojej cery, jednak nie dziś o tym. Każda z nas wybrała odpowiedni krem dla swojej cery (ja wybrałam ten z witaminą C), a następnie przystąpiłyśmy do części makijażowej. Makijażystka najpierw prezentowała makijaż na modelce, później same nakładałyśmy produkty na swoje twarze.
Pierwszym krokiem było dobranie koloru podkładu. Każda z nas miała przed sobą katalog z opisanymi kolorami podkładów i wybierałyśmy trzy, które najbardziej nam pasują. Jeśli same nie byłyśmy pewne Aga nam w tym pomagała. Ja wybrałam trzy odcienie - jeden, który znam i kocham Warm Peach, drugi delikatnie jaśniejszy China Doll i trzeci, który był zbyt ciemny Candy Cane. Każda z nas robiła test trzech pasków na żuchwie. Ten, który najmniej się wyróżnia jest najlepszy. Okazało się, że to właśnie podkład China Doll jest dla mnie ideałem, kiedy na mojej skórze nie ma ni krzty opalenizny (wierzcie mi, że to bardzo blady kolor!). Dodatkowo każda z nas mogła użyć nowych korektorów prasowanych, bardzo pożądany korektor pod oczy jest w odcieniu żółtym, jednak mi przypasował bardziej klasyczny, sypki korektor w kolorze Nude. Po dokładnych wskazówkach mogłyśmy nałożyć
Po podkładzie i korektorze rozpoczęłyśmy konturowanie twarzy, do którego zalicza się użycie bronzera pod kości policzkowe, różu oraz rozświetlacza. Zostałyśmy zapoznane z każdym produktem Lily Lolo z oferty. Ja wybrałam do konturowania mojego totalnego ulubieńca - bronzer Lily Lolo w odcieniu Honolulu. Pokazywałam go Wam przy okazji makijażu jedną marką. Jestem z niego bardzo zadowolona i używam go na co dzień. Pięknie ociepla, ale także konturuje twarz. Jeśli wolicie opcję dwa w jednym to polecam Wam duo do konturowanie bronzer + rozświetlacz, o którym pisałam tutaj.
Produkt, w którym całkowicie zakochałam się dzięki tym warsztatom to Cheek Duo w kolorze Coralista. Kolor tego różu jest moim ideałem! Idealnie wyważony między różem, a brzoskwinią, delikatnie połyskujący, świetnie grający z moją karnacją. Od momentu warsztatów nie rozstaję się z nim ani na krok. Pięknie wpisuje się w tę wiosenną pogodę, rozbudzając moją twarz. Rozświetlacz z tego duetu jest równie interesujący, używam go tuż nad różem i gra on świetną bazę pod kolejny produkt, bardziej intensywny.
Intensywniejszym rozświetlaczem jest tutaj produkt sypki, po który sama bym nie sięgnęła. Bardzo zainteresował mnie przy okazji doboru tego produktu ze względu na to, że większość rozświetlaczy marki już znam, oprócz tego. Forma rozświetlacza sypkiego zapewne nie przypadnie wszystkim do gustu, jednak na mnie zrobił oszałamiające wrażenie. Cudowna, bardzo zmielona konsystencja, która przepełniona jest nienachalną drobiną w odcieniu szampańskim. Czego chcieć więcej?! Ano jednego - idealnego pędzla do rozświetlacza. Nigdy nie miałam takiego pędzla formie "miotełki", ale ta para tworzy idealny duet i serdecznie go polecam!
Kolejnym krokiem był makijaż oka i brwi. Do brwi nie mogłam użyć niczego innego jak mojego totalnego ulubieńca, od sama nie wiem jakiego czasu. Używam codziennie odkąd go dostałam i jeszcze się nie zużył. Mowa tu o Eyebrow Duo, ale nie chcę go pokazywać publicznie, bo jest bardzo zmęczony życiem ;) jednak możecie poczytać jego recenzję w tym miejscu.
Do makijażu oka użyłam paletki w chłodnych odcieniach, która gości już od dawna w mojej kosmetyczce. Mowa tu o paletce Petal do the metal. Bardzo ją lubię właśnie za neutralne w stronę chłodnych tonów. Takie odcienie najbardziej mi pasują i najładniej podkreślają moją piwno-brązową tęczówkę. Każda z nas (było nas około dziesięciu) miała przed sobą cały wachlarz pędzli, także tych do cieni, dlatego mogłyśmy swobodnie pobawić się blendowaniem. Chciałam postawić na delikatne smoky eyes z błyszczącym elementem. Wykonurowałam oko średnim chłodnym brązem, a następnie ciemniejszym chłodnym odcieniem. Na całą powiekę nałożyłam cień sypki w kolorze Miami Taupe, który jest neutralnym brązem z drobinkami. Pięknie wygląda solo, ale także jako cień-dodatek. Na linię wodną nałożyłam miękką kredkę w kolorze brązowym, a na górną linię rzęs czarną kredkę, a następnie roztarłam ją również czarnym cieniem. Błysku jednak było nam wszystkim za mało w tym dniu i pani Aleksandra, która organizowała warsztaty, zdradziła nam swój sekret na piękny, błyszczący cień, a właściwie róż sypki, który można także nałożyć na oko. Mianowicie jest to róż w kolorze Doll Face. Niestety nie mam zdjęcia z tym kolorem z bliska, jednak musicie mi wierzyć na słowo - jest obłędny! Na koniec rzęsy wytuszowałam naturalnym tuszem do rzęs.
Jednak makijaż musiałam zwieńczyć moim ulubionym elementem - ustami. Bez pomalowanych ust nie wychodzę z domu, dlatego chciałam Wam pokazać ostatnio mój idealny duet! Konturówkę Soft Nude (którą pierwszy raz zobaczyłam u mojej Olgi - www.apieceofally.pl) i pomadkę w kolorze Nude Allure. Ta natomiast stała się jedną z moich ulubionych trzech pomadek nude wszechczasów! Same zobaczcie jak pięknie wyglądają.
Makijaż, jaki Wam zaproponowałam od razu pojawił się na Instagramie i cieszył się dużym zainteresowaniem - za co bardzo Wam dziękuję! Bardzo mnie to podbudowało do wrzucania większej ilości siebie w moje SM.
Czy warto pójść na takie warsztaty? Jak najbardziej! Sama czyham na kolejną edycję na stronie www.akademiacostasy.pl i mam nadzieję na wieści o nowych warsztatach. Warto jest poznać nowe kosmetyki, na które samemu byśmy się nie zdecydowali. Ich składy, które są super ważne w doborze idealnej kolorówki i pielęgnacji. Dobór odpowiedniej kolorystyki dla naszego typu cery. A to wszystko pod okiem profesjonalisty! Jestem bardzo zadowolona i chcę więcej.
Dajcie znać, czy uczestniczyłyście kiedyś w warsztatach makijażu i czy interesuje Was taki temat :)
Pozdrawiam,
Paulina